Nie przepadam za nadużywaniem nazw modeli i skakania z nimi po różnych gatunkach aut. Tak się niestety nierzadko dzieje, a jednym z przykładów jest Zafira. Opel rezerwował tę skąd inąd piękną nazwę, wnoszącą powiew świeżości, dla swoich minivanów produkowanych w latach 1999-2019. Kiedy już cała Europa przyzwyczaiła się do niej, ktoś wpadł na genialny pomysł i przeniósł ją na vana. Dokładniej określając na osobową wersję vana koncernu PSA. Tym samym Zafira-e Life jest bliźniakiem Peugeota Traveller-E i Citroena Space Tourer-e.
Każdy z nich występuje również z napędem elektrycznym, siłą rzeczy Opel też. Właściwie jest takim samym autem jak wersje francuskich marek, czyli możemy powiedzieć, że chodzi o tzw. ‘badge engineering’. Jeszcze jakiś czas temu ta tendencja była naganna, dziś robi to dość popularna praktyka, bowiem sprzedaż aut tej kategorii jest za mała by indywidualnie je produkować. Zafira Life w wydaniu Extra Long ma 5,3 m długości i rozstaw osi 3,27 m. Przestrzeń jest na tyle duża, że za przednimi fotelami bez trudu dało się umieścić dwa obrotowe fotele, przesuwną ławę w trzecim rzędzie, a miedzy nimi również przesuwną konsolę, którą możemy przeobrazić w stolik i do tego pozostaje jeszcze sporo miejsca na walizki i torby podróżne. Kiedy raz tylko odwróciłem fotele do przodu, młodzi pasażerowie byli oburzeni – nie chcieli jechać busem tylko w ‘klubowo’ zaaranżowanym wnętrzu.
Przyjemnym elementem wyposażenia naszego testowego auta był podwójnie przeszklony dach, dzięki któremu nikt nie czuł się jak w puszce. Wnętrze było bardzo dobrze doświetlone, a rolety pozwalały odciąć się od ewentualnego nadmiaru słońca. Niestety w czasie testu raczej go nie było, a niska temperatura sprawiała, że sporo energii szło na ogrzanie tak dużej przestrzeni. Docierała ona z tej samej baterii 50 kWh, która napędza auto i to od niej zależy zasięg. Nic dziwnego, że malał on bardziej niż wskazywał licznik kilometrów.
Kolejne jazdy wyglądały następująco: 22 km/zasięg – 44 km, 33 km/ zasięg – 84 km, 147 km/ zasięg – 166 km. Ale były też sytuacje niezrozumiałe: po naładowaniu z gniazdka garażowego i pokonaniu dwóch kilometrów zasięg spadł ze 114 do 72 km. Innym razem po naładowaniu komputer pokazywał zasięg 118 km, a po chwili (przy tym samym stanie licznika) 76 km. Być może była to usterka oprogramowania – no cóż zdarza się i nie może rzutować na ogólną ocenę samochodu. Szybkie ładowania prądem o mocy 50 kW owocowały zasięgiem 208 km, a innym razem 212 km. Trwało to ok 1h15 min. Może nie jest to zasięg marzeń (teoretyczny 238 km), ale przy dobrej organizacji i dostatecznie gęstej sieci ładowarek, weekendowe niezbyt dalekie wypady z całą rodziną byłyby w naszym zasięgu. Przy czym do tego celu lepiej zdecydować się na o połowę większą baterię 75 kWh.
Osiągi 136-konnej, 2-tonowej Zafiry-e – jak to w elektryku – bardzo przyzwoite (12 s do setki, Vmax 130 kmh). Z punktu widzenia pasażerów siedzących z tyłu nawet za duże, efekt nadmiernego przyspieszania czy też zbyt silne hamowanie, albo gwałtowne skręty kierownicą nie są odbierane przez nich jako przyjemne. Na szczęście charakterystyka układu jezdno-napędowego, jak i czułość pedałów oraz układu kierowniczego zostały bardzo dobrze dobrane, a do tego możemy włączyć tryb Eco i B. Wszystko jest więc w naszych rękach i prawej nodze. Wniosek jest taki, że prowadząc takiego vana, musimy robić to bardzo płynnie – czyli tak jak kierowca autobusu. Taki styl jazdy sprzyja uzyskiwaniu większego zasięgu. Zresztą nie chodzi o wynik, lecz oto, by nie zostać bez prądu. Cena testowanego modelu to ponad 260 tys. zł. WS
Polub nas na fb: https://www.facebook.com/MagazynAutoRok