W 2013 roku modelem Captur Renault rozpoczęło rywalizację w segmencie kompaktowych crossoverów. Teraz wsiedliśmy już drugą, zupełnie nową generację tego auta. Przy pierwszym spojrzeniu wierzyć się nie chce, że bazuje ono na tym samym projekcie co nowe Clio – czyli wywodzi się z segmentu B.
Sprawia to wielkość pojazdu. Długość niby nie wybiega poza tę klasę, szerokość również nie, natomiast odbieraną przez nas ‘wielkość’ robią 17-calowe koła i oczywiście wysokość 158 cm, dzięki której konstruktorzy mogli wyżej osadzić fotel, zaś my możemy wygodnie się rozsiąść. Na szczęście projektanci nie wpadli na pomysł żeby wydłużać maskę kosztem wnętrza, więc Captur ma nowoczesne proporcje.
Ciekawszy, bardziej dynamiczny jest design twarzy, lepiej zdefiniowano ‘płetwę’ tylnego słupka. Linię ‘pasa’ poprowadzono wysoko, ale nie do przesady, by tak jak w Maździe CX30, Volvo XC40 i Toyocie CHR wywoływać efekt klaustrofobiczny – zwłaszcza u dzieci siedzących z tyłu. Atrakcyjność naszego egzemplarza testowego dodatkowo podnosiło dwukolorowe nadwozie z czarnymi i chromowanymi dodatkami, które ubarwiają je, podkreślając cechy lekko offroadowe, a zarazem luksusowe wykończenie. Twórcy wnętrza raczej nie nastawiali się na akcenty luksusu tylko na wygodę i rzeczowość.
Stąd deska rozdzielcza nie kapie chromem, ani innymi wymyślnymi dodatkami. Jest czytelna, łatwa w obsłudze – i to wystarczy, by dzień w dzień cieszyć się, że jest taka, a nie inna. Ma ona profil fali, czyli przed kierowcą jest wklęsła, a przed pasażerem wypukła. Po środku znajduje się pionowo ustawiony spory ekran dotykowy. Kierownica jest, w odróżnieniu od dźwigni hamulca ręcznego. Podobnie jak w poprzedniku przed pasażerem wbudowano poręcznie otwieraną szufladę. Fotele mają duże zakresy regulacji i są dobrze wyprofilowane, głowę podtrzymują designersko zaprojektowane zagłówki. Tylna klapa otwiera się wysoko, więc nie zawadzamy o nią głową.
Na pierwszy rzut oka podłoga bagażnika jest ekstremalnie wysoko, ale bez obaw, to tylko ruchoma, wyjmowana płyta podłogi, pod którą możemy trzymać to co ma być niewidoczne (razem pojemność 536 litrów). Podnosząc drugie dno bagażnika przypuszczałem, że zobaczę tam – jak to się mówi – nic, albo coś w rodzaju subwoofera. Tym czasem spełniło się moje skryte oczekiwanie; otóż było tam koło. Niby tylko dojazdowe, ale ratuje nas w trudnej sytuacji. Tu Captur zapunktował, bo w wielu autach konkurencyjnych znajduję jakiś psikacz do opony, który rzadko kiedy sprawdza się.
Po odpaleniu silnika, natychmiast czuje się, że jest to jednostka 3-cylindrowa. Na wolnych obrotach wywołuje odczuwalne drgania i ma charakterystyczny dźwięk, który jak kto chce może skojarzyć z odgłosem pracy silnika sportowego pozbawionego filtra powietrza. W praktyce zapewnia on niezłą dynamikę, rozpędza się do 173 km/h i do tego odznacza się niskim zużyciem paliwa (średnio 7,6 l/100 km po mieście). Na trasie można zejść poniżej 6 l/100 km. Co prawda przekładnia jest tylko 5-biegowa, ale przy 100 km/h na V biegu silnik i tak pracuje z obrotami zaledwie 2500/min.
Dźwignia zmiany biegów mogłaby mieć trochę mniejszy skok. Jeśli chodzi o prowadzenie, auto nie wzbudza zastrzeżeń. Zapewnia dobry komfort jazdy i jest bezproblemowy nawet w sytuacjach zbliżonych do krytycznych, w czym z pewnością pomagają szeroki opony 215/60-17. Poziom wyposażenia spory – zwłaszcza tego, które ma dbać o nasze bezpieczeństwo.
Reasumując Renault ma jeden z najbardziej atrakcyjnych crossoverów segmentu B na rynku. Jak zwykle zadałem sobie pytanie; co bym ulepszył w tym samochodzie? Niewiele. Może chciałbym układ kierowniczy zapewniający lepsze wyczucie i większą precyzję przy jeździe na wprost. Ceny nowego Captura zaczynają się od 66.900 zł.
Wojciech Sierpowski