Choć ostatnio entuzjazm do samochodów elektrycznych trochę osłabł w Europie, nie zmienia to faktu, że chyba każdy z liczących się producentów patrzących w przyszłość ma w swojej ofercie gamę aut o takim napędzie. W Kia rozpoczyna ją model Niro EV reprezentujący segment B. O ile rozmiary zewnętrzne są typowe dla wozów tej klasy, rozstaw osi sięgający 272 cm zadziwia, bo mniej więcej takim parametrem do niedawna odznaczały się pokaźnej wielkości limuzyny.

Nic dziwnego, że już po pokonaniu pierwszych kilometrów odczuwamy wysoki komfort jazdy. Oczywiście wynika on również z dobrze dobranej charakterystyki zawieszenia, które łagodnie wyłapuje nierówności nawierzchni. Godna naśladowania jest miękka pierwsza faza działania amortyzatorów. Bez wątpienia swoje robi cisza panująca w kabinie – niezależnie od tego czy poruszamy się jednostajnie czy też maksymalnie przyspieszamy. Jak przystało na elektryka sprint robi wrażenie. W pełni nie odzwierciedla go czas 7,8 s rozpędzania do setki. Najlepiej zaznać takiej przyjemności osobiście.

W trosce o zużycie energii, prędkość maksymalną ograniczono do 167 kmh. I szczerze mówiąc większa – zwłaszcza w przypadku rodzinnego autka segmentu B – jest zupełnie zbędna.

Testowany egzemplarz wyposażono w akumulator 64,8 kWh i 204-konny silnik elektryczny napędzający przednie koła. Z takim zestawem producent zapowiada możliwość uzyskania zasięgu do 460 km.

Gdy odbierałem auto, komputer pokładowy wskazywał 95% naładowania i zasięg 270 km. Dlaczego tylko tyle? Otóż komputer wylicza zasięg na podstawie wcześniejszego średniego zużycia energii. Jeśli jeżdżono dynamicznie, to taki jest wynik obliczeń. Jednak gdy będziemy jeździli oszczędniej, zasięg okaże się większy.

Po pokonaniu łącznego dystansu 199 km bez specjalnych zabiegów zmierzających do uzyskania jak najmniejszego średniego zużycia paliwa, ale przy wykorzystaniu systemu rekuperacji (dźwigienki pod kierownicą), zasięg spadł o 150 km. Jest to bardzo obiecujący wynik. O ile w wielu elektrykach zasięg spada szybciej niż na liczniku przybywa kilometrów, w Kia Niro jest odwrotnie – i to cieszy. Tym bardziej, że masa samochodu sięga blisko 1,7 tony. Ku zaskoczeniu, tej masy kierujący nie czuje. Nisko położone, ciężkie baterie zapewniają dobre właściwości jezdne – w tym neutralne zachowanie na zakrętach.

Przy rozstawie osi 2,7 m nie trudno było uzyskać spore wnętrze – zwłaszcza przy małym nachyleniu bocznych szyb. Szerokość wnętrza wynosi 150 cm, a wysokość ok 111,5 cm. Dokładnie trudno określić, bo przed przednimi fotelami, gdzie dokonujemy pomiaru, podłoga obniża się ku przodowi. Siedząc z przodu odczuwamy dużą ilość miejsca. Ale z tyłu jest już gorzej, bo podłoga jest na wysokości 32 cm nad nawierzchnią.

Biorąc pod uwagę prześwit 15 cm, ma ona grubość 17 cm (licząc z matą głuszącą i dywanikiem. Jeśli kierowca obniży swój fotel, wówczas osoba siedząca za nim nie może wsunąć stóp i siłą rzeczy podróżuje w mniej wygodnej pozycji. Tak dzieje się w wielu elektrykach, wszak gdzieś te akumulatory trzeba pomieścić. Tył foteli elegancko wykończono twardym plastikiem, ale zetknięcie z nim kolanami nie należy do przyjemnych.

Uwagę zwraca nowatorski kształt górnej części foteli, który wynika z osłonięcia wsporników zagłówków, o które – w razie kolizji – mogłaby uderzyć osoba siedząca z tyłu. Wsiadanie i wysiadanie nie stanowi problemu, bo wszystkie drzwi otwierają się szeroko, a dolna krawędź dachu (po otwarciu drzwi) znajduje się 138 cm nad podłożem.

Design wnętrza wizualnie jest przyjemny i nie wzbudza zastrzeżeń. Obsługa systemów sterowanych na monitorze wymaga trochę przyzwyczajenia, co potwierdza, że logistyka w tym zakresie powinna być znormalizowana we wszystkich samochodach. Wraz ze zmianą programu jazdy (Normal, Eco, Sport) zmienia się wystrój wyświetlanych zegarów. Zwłaszcza w programie Sport są one bardzo atrakcyjne. Ale na dłuższą metę mogą wydać się trochę za agresywne, więc w efekcie te spokojniejsze są ok.

Jeśli miałbym coś zmienić we wnętrzu, to pozbyłbym się ostrych kantów zarówno na samej desce rozdzielczej jak i na tapicerce drzwi. Nie znajdziemy ich natomiast po otwarciu klapy bagażnika, więc nie musimy się stresować przy pakowaniu. Klapa otwiera się elektrycznie na wysokość 186 cm. Bagażnik mieści 475 litrów i znacznie więcej po rozłożeniu tylnych siedzeń, a dodatkowo pod przednią maską wygospodarowano miejsce na zamykany, 20-litrowy pojemnik. Nawiasem mówiąc, wykrój przedniej maski przypomina rozwiązanie z modelu Sorento.

Jeśli chodzi o wygląd, Niro podąża własną drogą. Może się podobać, ale nie musi – o tym decyduje indywidualny gust. Czasami jednak styliści przedkładają niepowtarzalność wzorów nad – krótko mówiąc – komercję, czyli na to co się podoba.

Dla mnie idea designu jest ok. Szkoda tylko, że płat słupka C (za dopłatą szary lub czarny) nie współgra z płaszczyzną bocznych szyb, lecz wystaje poza nią. Tym samym nie wspomaga aerodynamiki i w pewnych warunkach może wywoływać dodatkowy świst powietrza. Fajnie – zwłaszcza patrząc od tyłu – wkomponowano tylne światła.

Cena Kia Niro – w zależności od wersji (M, L, XL) 198.900, 212.900 lub 230.900 zł. Nasz egzemplarz testowy był najdroższą wersją XL z kosztownymi dodatkami takimi jak np. pompa ciepła (4500 zł) i pakiet technologiczny (6000 zł).

Wojciech Sierpowski

Powiązane zdjęcia: