Po tym jak umówiłem się na jazdę testową Teslą Y otrzymałem maila: Dziękujemy za zaplanowanie jazdy próbnej Modelem Y bez obecności sprzedawcy (bezdotykowo). To już zapowiadało coś niezwykłego, jakby pochodzącego z innej planety. Gdybym nawet nie wiedział jak wygląda Model Y, postawił bym na suv-a, bo nie od dziś wiadomo, że samochody tej marki są specyficzne, ale rynek i moda dyktują swoje. Siłą rzeczy w tym segmencie nie mogło zabraknąć Tesli. Teoretycznie powstał on na bazie Modelu 3, ale zasadniczo różni się od niego.

Model Y produkowany jest od początku 2020 roku w USA, w kolejnym sezonie miała ruszyć fabryka w Berlinie, ale wystąpiły opóźnienia, więc najpierw uruchomiono zakład w Szanghaju i to z niego do Europy zaczęto dostarczać auta. Latem 2022 ruszyła taśma produkcyjna w Berlinie i teraz stamtąd pochodzą Tesle Y. Nie dziwię się jeśli ktoś ma problem z rozpoznaniem poszczególnych modeli, bo wizualnie są podobne do siebie jak krople wody. Ideę głównego stylisty, Franza von Holzhausena można określić jako ekstremalny Brand Design. Jak na dzisiejszą modę dość nietypowa jest wysoka część przeszklona nadwozia oraz twarz pozbawiona choćby śladowego grilla. Nie tylko na pierwszy rzut oka wydaje się on pustawy, ale tym właśnie – nawet z daleka – wyróżniają się Tesle. Model Y częściowo powstał na bazie serii 3, ale został trochę powiększony.

Jak przystało na suva jest pokaźnie wyższy (+18 cm), a do tego aż 13 cm szerszy. Krótko mówiąc, stał się o numer większym, 5-miejscowym samochodem. By dostać się do niego trzeba przyłożyć do środkowego słupka kartę zastępującą kluczyk. Kto pierwszy raz wsiada do Tesli, albo chociaż zagląda do niej, przeżywa lekki szok, bo deska rozdzielcza, zasługująca na swoją nazwę, została wyczyszczona z wszystkiego. Po środku umieszczono duży ekran dotykowy, dzięki któremu wyeliminowano wszystkie włączniki. Pozostały tylko dwa na małej kierownicy służące do obsługi audio oraz na podłokietniku kierowcy. Nawet klamki zastąpiono przyciskami. Ekran służy do wszystkiego, między innymi do otwierania schowka przed pasażerem, a nawet do otwierania maski przedniego bagażnika. Ale po co dotykać ? – wszystko można obsłużyć głosowo.

Dzięki mocno wyprostowanym ścianom bocznym, wnętrze utrzymane w tym samym stylu co nadwozie, wydaje się przeogromne. Pomiar jego szerokości (150 cm), wysokości (113 cm), wysokości podłogi (38,5 cm), oraz kilku innych parametrów wskazuje ogromne podobieństwo do testowanego w tym samym czasie elektrycznego Nissana Ariya, a także kilku innych konkurentów. Ponieważ fotele osadzono wyżej niż w ‘trójce’, więc mamy dobrą widoczność, a do tego potrzebujemy mniej miejsca na nogi. Efekt końcowy to nie tylko poczucie przestrzeni i luzu, ale na życzenie nawet możliwość wstawienia trzeciego rzędu siedzeń (5+2).

Baterie Modelu Y umieszczone są w podłodze, w podstawowych wersjach silnik elektryczny osadzono przy osi tylnych kół, natomiast w wersji Dual Motor – jak sama nazwa wskazuje, umieszczono silniki przy obu osiach tworząc układ AWD. Łącznie dają one moc 514 KM, co przekłada się na sprint do setki w 5 s oraz na prędkość maksymalną 217 kmh. Deklarowany zasięg wg WLTP to 533 km. Jak na zawołanie podczas testu spadł śnieg, więc mogliśmy przekonać się jak dobrze wyważona jest blisko 2-tonowa Tesla Y i jak dobrze działa trakcja.

Jeżdżąc Teslą Y wyraźnie czuje się ogromną sztywność całej konstrukcji platformy i nadwozia. Zresztą gdyby tak nie było, konstruktorzy nie mogliby pozwolić sobie na stosowanie drzwi pozbawionych obramowań bocznych szyb. Komfort jazdy (koła 255/45-19) jest wysoki, wyciszenie kabiny na poziomie elektrycznej konkurencji. Tesla Y zapisała się w naszej pamięci jako samochód ciepły i nie wynikało to wyłącznie z podgrzewania koła kierownicy oraz foteli, leszcz innowacyjnej pompy ciepła, która zastępuje elektryczne ogrzewanie wnętrza. Jest ona bardziej wydajna, a więc zużywa o wiele mniej energii niż dotychczas stosowane rozwiązania. Stąd Tesla Y zajedzie dalej niż rywale. Cena wersji Long Range AWD to 314.990 zł, egzemplarz testowy z dodatkami 331.490 zł.
Za kierownicą Tesli Y czułem się jakbym podróżował kapsułą przyszłości. Aż strach pomyśleć jak będą wyglądały i jeździły kolejne model tej marki.
Wojciech Sierpowski, fot. APR-foto

Powiązane zdjęcia: