Wydawać by się mogło, że przejście na elektryczny napęd samochodów osobowych wyeliminuje wozy amerykańskiej klasy Muscle Cars. Tymczasem nawet w proekologicznych czasach mogą mieć się zupełnie dobrze.
Jednymi z takich aut były Dodge Chargery oferowane od połowy lat 60. W wersji HEMI V8 dysponowały mocą 426 KM. Szczególnie uwagę zwracała mocno ospojlerowana odmiana Daytona z aerodynamicznie wydłużonym przodem nadwozia i wysoko osadzonym tylnym skrzydłem. Później przyszedł kryzys, który zupełnie zmienił auta o tej nazwie; były mniejsze i słabsze, konstrukcyjnie spokrewnione z Mitsubishi. Na początku XXI wieku powrócono do Chargera, ale zgodnie z tendencją była to 4-drzwiowa usportowiona limuzyna. W 2015 roku restylizowano ją po czym pod koniec 2023 roku zakończono produkcję.
Dopiero w 2023 roku przedstawiono show car zapowiadający powrót do pierwotnej koncepcji 2-drzwiowego Chargera coupe w sezonie 2024 i 4-drzwiowego sedana w kolejnym sezonie. O ile nadwoziowo rzeczywiście kierowano się wyglądem pierwowzoru z lat 60, pod względem konstrukcyjnym auto bazuje na nowej platformie STLA Large koncernu Stellantis i dwóch rodzajach napędu: benzynowym 6-cylindrowym 3.0 TwinTurbo o mocy 420 lub 550 KM oraz całkowicie elektrycznym Daytona EV o mocy 456 KM (krótkotrwale 500 KM, zasięg 418 km) lub 630 KM (krótkotrwale 670 KM, zasięg 510 km). Sprint do setki najmocniejszej wersji określany jest na 3,3 s. Nic dziwnego, że fani Chargerów już się ekscytują nowym modelem. WS

Powiązane zdjęcia: