Od 6 lat Hyundai oferuje usportowione modele serii N. A że teraz moda na crossovery, więc przygotowano wersję, która łączy cechy auta tego gatunku jak i usportowionego hatchbacka. Do testu otrzymaliśmy Konę Crossover N 2.0, pod względem wizualnym prezentującą się wyśmienicie – nawet w szarym kolorze z dyskretnymi akcentami czerwonymi. O ile w bazowym modelu nie bardzo przypadało mi do gustu połączenie głównych świateł z nadkolami, a w elektryku raziła ‘niema’ twarz, w N-ce wszystko gra.

Rzadko się to zdarza, ale jeśli miałbym możliwość wprowadzenia zmian – w tej wersji nie zmieniłbym niczego. Dzięki nadkolom w kolorze nadwozia, główne światła zostały wizualnie odseparowane od nich. Całą frontową ścianę dosłownie przeszyto wlotami, więc nietrudno ją skojarzyć z WRC-ówką. Szeroko rozstawione koła w powiązaniu z podwyższonym zawieszeniem (prześwit 17,3 cm) sprawiają, że auto wygląda jakby czekało na start do szutrowego oesu. Być może nie wygrałoby go, bo dostępne są też podobne wozy z napędem AWD. Do tego na luźnym podłożu opony z łatwością tracą trakcję. Ale nie ma się co dziwić, wszak zastosowano opony długodystansowe, a nie specjalistyczne na szuter.

HyundaiKonaN_AutoRok_2023_11

Po wyłączeniu elektronicznych ‘ograniczników’ sportowa Kona N okazuje się dobrze wyważona jak na przednionapędówkę i niezwykle zwinna. Przy dynamicznej jeździe odczuwa się działanie samohamownego mechanizmu różnicowego na osi kół przednich. Zaletą jest pozostawienie klasycznego hamulca ręcznego. Po tym, jak spojrzałem na rozmiar tylnych tarcz hamulcowych, przestałem się dziwić skuteczności jego działania. Oczywiście przednie tarcze są jeszcze większe, a do tego zaciski wyglądają na kilkutłoczkowe. Hamowanie na asfalcie jest bardzo wydajne, opony kleją się do niego niczym slicki. Trzeba uważać, by nie odbywało się ono na dziurawej nawierzchni, bo felgi znajdują się zaledwie 5,5 cm nad nawierzchnią, więc łatwo o przecięcie opony.

Program jazdy ‘N’ zdecydowanie zaostrza charakter auta, co zresztą sygnalizowane jest słabszym wspomaganiem układu kierowniczego, wyczuwalnym utwardzeniem zawieszenia i doskonale dobranym dźwiękiem układu wydechowego. Słyszymy mruczenie, krztuszenie, strzelanie, warczenie. Najprawdopodobniej długo byśmy szukali samochodu tej samej klasy, który miałby tak rasowe brzmienie wydechu.

HyundaiKonaN_AutoRok_2023_08

Podstawę dynamiki Kony N stanowi silnik T-GDI R4-2.0-280 KM, współpracujący z dwusprzęgłową przekładnią automatyczną o 8 przełożeniach, za sprawą której zawsze mamy odpowiedni moment obrotowy, gdy chcemy gwałtownie przyspieszyć. Biegi możemy też przełączać manetkami przy kierownicy. Sprint do setki jest imponujący – trwa zaledwie 5,5 s, prędkość maksymalna – w warunkach drogowych będąca dziś parametrem czysto teoretycznym – to 240 kmh. Przy 100 kmh na najwyższym przełożeniu silnik pracuje z obrotami nieco ponad 1500/min. Jazda powinna być oszczędna, ale tak raczej nie jest.

HyundaiKonaN_AutoRok_2023_02

W mieście przy dynamicznej jeździe średnia wyniosła 14 l/100 km. Wykorzystując pełną moc, z pewnością średnia byłaby jeszcze wyższa. Podjąłem też próbę oszczędnej jazdy po mieście; niestety nie przyniosła oczekiwanych efektów. Liczyłem na 8-9 litrów, tymczasem średnia wskazywana przez komputer pokładowy minimalnie przekroczyła 11 litrów /100 km. Potwierdziło to też proste obliczenie; pokonany dystans 312 km i spadek zasięgu o 354 km. Podejrzewam, że dla osób, które przymierzają się do kupna auta za 200 tysięcy złotych ważniejsze będzie wzorowe prowadzenie się samochodu i jego wygląd, niż 2 litry paliwa mniej czy więcej.
Reasumując: 240-konna Kona N to świetna namiastka przednionapędowej rajdówki. Tak wygląda i tak też jeździ.
WS. Fot. APR-foto i autor

Powiązane zdjęcia: