Wydawać by się mogło, że osiągi 350-konnego Mustanga Mach-E są na tyle duże, iż konstruktorom Forda nie przyjdzie do głowy wprowadzać jeszcze mocniejszej wersji. Tymczasem krótko po debiucie tego auta zaanonsowano model GT, którego moc silników zwiększono do 487 KM. Pierwsze jazdy nim odbyliśmy na Torze Modlin podczas zakończenia międzyredakcyjnego konkursu Car of the Year Polska 2022.
Tam nie musieliśmy myśleć o ograniczeniu prędkości jazdy, a tym samym łatwo było wyczuć na co pozwala samochód. Przy tak dużej mocy nie trudno przesadzić z prędkością, ale biorąc pod uwagę fakt, iż nikt nie odbił się od bandy, układ jezdny i elektronika dbająca o bezpieczne prowadzenie zostały dobrze dobrane, podobnie jak i cała konstrukcja. Przy nisko w podłodze umieszczonych ciężkich bateriach i napędzie na obie osie, auto prowadzi się jak po szynach. Trzeba jednak pamiętać, że fizyka nie śpi, więc przy coraz szybszym wjeżdżaniu w łuk coś musi się stać.
W GT wyraźnie dało się odczuć specyficzne zjawisko; otóż gdy następował choćby lekki uślizg tylnych kół, elektronika zmniejsza moment obrotowy na nich. W efekcie auto zachowywało się jak przednionapędowe i miało tendencję do wyślizgiwania się przodem z zakrętu. W praktyce to zjawisko w mniejszym stopniu odczuwalne było podczas jazdy po rondzie o śliskiej nawierzchni. Na szczęście wystarczy tylko ująć mocy lub lekko przyhamować.
Ogólnie Mustang Mach-E GT zaskakuje zdolnością przyspieszania. 4,4 sekundy do setki przy masie 2,3 tony wzbudza respekt, a starsi wiekiem konstruktorzy wręcz nie mogą w to uwierzyć. Układ elektryczny – na hasło ‘cała naprzód’ wywoływane pedałem przyspieszania – pozwala gwałtownie przekazać na 4 koła ogromny moment obrotowy, a elektronika stara się nie dopuszczać do poślizgu żadnego z kół. Wystrzał jest piorunujący, a efekt zaskoczenia pogłębia cisza panująca w kabinie.
Nie spodziewajmy się jednak cudów; to nie dzieje się za darmo; w czasie takich akcji zużycie energii sięga zenitu i natychmiast odbija się na zasięgu. Ale nawet podczas normalnej jazdy po mieście wersja GT okazała się energożerna. Po pokonaniu 167 km zasięg spadł aż o 385 km. Sporo energii pochłaniały niekorzystne warunki: niska temperatura, częste otwieranie drzwi i w związku z tym intensywnie pracujące ogrzewanie wnętrza, a także jazda na krótkich odcinkach. To nie zmienia faktu, że pobór energii był ekstremalnie duży, ponad dwukrotnie większy spadek zasięgu niż pokonany dystans. Jeśli porównamy zużycie paliwa w superaucie napędzanym dużym benzynowym silnikiem osiągającym podobnie wysoki moment obrotowy, efekt będzie analogiczny.
Podróż tej klasy samochodem to czysta przyjemność. Wszystko na wysokim poziomie. Najbardziej zaskakująca jest jednak jedna z funkcji wielkiego ekranu dotykowego – możliwość rysowania i kolorowania. Jeśli dzieci się o tym dowiedzą, to jest koniec jazdy. Funkcja działa tylko podczas postoju, by kierowca nie mógł rysować podczas jazdy. Właściwie to taki monitor przydałby się pasażerom tylnych siedzeń. Ogólnie miejsca w kabinie jest pod dostatkiem, bagażnik też niczym sobie – zwłaszcza, że oprócz tylnego, mamy jeszcze dodatkowy z przodu. Auto w kolorze cyber orange – zwraca uwagę. Ale i bez tak rażącego koloru sylwetka oraz widoczne cechy Mustanga przyciągałyby wzrok. To dobrze, bo co byłoby po mega wydatku (335 tys. zł), jeśli widok takiego samochodu nie ściągałby spojrzeń i nie zachwycał?
Reasumując, jeśli ktoś marzy o elektrycznym superaucie, to u Forda jest pod dobrym adresem. Mimo wszystko wybierając wersję dwa razy powinien się zastanowić czy warto dopłacać do modelu GT, którego możliwości raczej nie będzie w stanie wykorzystać. WS, fot. autor i APR-Foto.pl
Polub nas na fb: https://www.facebook.com/MagazynAutoRok