Zazwyczaj syn znanego i cenionego na całym świecie ojca nie ma łatwego życia. Wyjście zza jego cienia okazuje się karkołomnym zadaniem. Nie przeraża to jednak Toniego Piëcha – syna Ferdinanda Piëcha (byłego prezesa koncernu VW, a zarazem wnuka Ferdinanda Porsche), który wraz ze swoim kolegą Rea Starkiem postanowił założyć własną markę samochodową i budować pod nią samochody elektryczne wysokich lotów.
W Genewie przedstawił prototyp pierwszego auta o nazwie Mark Zero. Jest to sportowe coupe sylwetką trochę kojarzące się z Maserati czy Astonem Martinem. Przy czym design jest czysty, rzeczowy, ponadczasowy, prosty, może nawet minimalnie za spokojny, pozbawiony odrobiny agresywności jaką zwykle widujemy w wozach kategorii GT. Jednak jest taki, jaki z wyboru chcieli twórcy auta – włącznie z głównym stylistą Laszlo Vargą. Mark Zero jest jak gdyby przeciwieństwem wielu dzisiejszych aut sportowych, na wygląd których (zwłaszcza wyposażenia ich wnętrza) mieli marketingowcy nie mający pojęcia o sztuce. W przypadku tego wozu takiego problemu nie było.
Czysty design, czysta przyjemność z jazdy, stosowanie rozwiązań technicznych mających zapewnić frajdę z jazdy a nie dekoncentrować kierowcę, czyli nowoczesne wydanie klasyki. Dlatego auto odznacza się klasycznym wyglądem i designem twarzy, który nawiązuje do wozów GT lat 60. Wystarczy przyjrzeć się głównym światłom i owalnemu wlotowi powierza, który wywołuje skojarzenia z Jaguarami czy też Shelby z Le Mans.
Klasycznie ukształtowana karoseria pokrywa najnowocześniejsze technologie konstrukcyjno-produkcyjne. Świadczy o tym zarówno aluminiowa rama, elektryczne silniki (1 z przodu, 2 z tyłu, o łącznej mocy 600 KM) oraz rodzaj akumulatorów (100 kWh) wyprzedzający dzisiejsze standardy. Najlepiej odzwierciedla je możliwość błyskawicznego ładowania – do 80% w niecałych 5 minut. Do tego testy wg normy WLTP wykazują zasięg do 500 km. Ważące 1800 kg aut przyspiesza do 100 km/h w 3,2 s i osiąga prędkość 250 km/h. Produkcja ma ruszyć w 2020 roku. WS
