Niemiecka precyzja, hiszpański temperament; takim sloganem reklamowym przyciągał kiedyś Seat do swoich aut. Teraz świetnie pasowałby on do Cupry Formentor. I nie chodzi o 390-konną wersję VZ5, lecz o hybrydową VZ 1.4 e, która bawiła nas podczas testu. W zasadzie nie przepadam za matowymi lakierami samochodów, ale akurat przy tej barwie nadwozia nie bardzo mi to przeszkadza.
Zauważyłem, że wielu osobom auto podoba się, być może na zasadzie innego wyglądu albo magicznego przyciągania wzroku. Zresztą trudno się dziwić, wszak kolor ten nazwano Magnetic Tech Matt. Mat lepiej sprawdza się też przy ocenie designu, niż połysk niczym w krzywym zwierciadle zakłócający obraz licznymi odbiciami. Matowy lakier w czytelny sposób podkreśla granice światła i cienia akcentując efekt 3D, o który chodzi stylistom.
Staje się to widoczne przede wszystkim w miejscach ostrych przetłoczeń znajdujących się np. w obszarze pod lusterkami oraz na tylnych błotnikach, co podkreśla ich masywność. Dobrze do tej szarości pasują miedziane ozdobniki na felgach, logo a także wiele elementów we wnętrzu. Wzór felg wydaje mi się jednym z najładniejszych jakie widuję, a jedyną rzeczą którą bym zmienił, to zbyt chaotyczne rozrysowanie dolnej części osłony przedniego zderzaka.
W wystroju kokpitu, nie znalazłem niczego, co by mnie drażniło, co bym zmienił. Na wyróżnienie zasługuje możliwość dostosowania ustawienia kierownicy i fotela do kierowców o bardzo zróżnicowanym wzroście. Bardzo poręcznie, wręcz wzorcowo, na kierownicy umieszczono przycisk startowy silnika a także potencjometr w postaci wałka, służący do regulacji głośności systemu Audio.
Do tego prawdziwą furorę robią dwa rozwiązania: otaczające przód kokpitu cienkie pasemko diodowe, którego kolor możemy zmieniać, a poza tym w narożnikach pomarańczowym światłem oznajmiające nam obecność innego pojazdu w tzw. martwym polu. Druga rzecz, która mi zaimponowała, to dobór i sposób włączania się rasowego dźwięku jaki pojawia się podczas gwałtownego przyspieszania. To robi wrażenie nie tylko na kierowcy, i co istotne na zewnątrz auto pozostaje ciche. Świetne rozwiązanie, zwłaszcza w czasach, w których głośno warczące pojazdy nie są mile widziane.
Momentami dźwięk przypominał mi amerykańską widlastą ósemkę. Tymczasem pod maską pracował mały silniczek R4-1.4 mniej więcej taki jak w kompaktowej Ibizie. Oczywiście jak to w hybrydach PHEV, jest wspomagany elektrycznym silnikiem i łącznie dają moc 245 KM. Napęd, poprzez przekładnię DSG6, jest przekazywany na przednie koła o rozmiarze 245/40-19. Kolejną świetną rzeczą jest kontrola trakcji dopuszczająca do lekkiego poślizgu przednich kół, przez co odczuwamy efekt wysokiej mocy i momentu obrotowego. Szkoda, że przód nadwozia nie ma tendencji do unoszenia się w tych momentach – efekt byłby jeszcze większy. Ważące ok 1700 kg auto przyspiesza do setki w 7 sekund i rozpędza się do 210 kmh.
Dzięki hybrydzie odjeżdżamy z garażu bezszmerowo i czysto, nie pozostawiając spalin. Tak samo możemy poruszać się w korkach. Teoretycznie na prądzie przejedziemy ok 50 km – oczywiście pod warunkiem, że będziemy mieli naładowany akumulator. Wtedy możemy liczyć na średnie zużycie paliwa ok 2 l/100 km, natomiast gdy nie będziemy ładowali, wzrośnie ono do ok 8,5 l/100 km. Na trasie Formentor okazuje się bardzo komfortowy, natomiast tak jak większość hybrydowych crossoverów podczas powolnej jazdy po nierównościach zawieszenie jest nieprzyjemnie twarde, a podczas zbyt szybkiego pokonywania zakrętów daje o sobie znać podsterowność.
Biorąc pod uwagę wszystkie aspekty, uważam, że jest to najlepszy samochód, jaki powstał u Seata. Kosztu zakupu 212,2 tys. zł nie komentuję, bo wszystkie ceny nowych aut wydają mi się za duże.
Wojciech Sierpowski
fot. apr-foto i WS
Polub nas na FB: https://www.facebook.com/MagazynAutoRok