Oryginalność pierwszej generacji Nissana Juke sprawiła, że na stałe wpisał się on do historii kompaktowych crossoverów. Obecny model jest pod każdym względem lepszy od niego i jeśli wydaje się nam mniej oryginalny, to może przywykliśmy do tej jego cechy. Jak zwykle testowanie po raz kolejny tego samego modelu, ale innej wersji, powoduje, że dostrzegamy coraz więcej wad, albo też coraz więcej zalet. Tym razem wygrana jest po stronie Nissana, który wyśmienicie prezentuje się w tej kolorystyce – granatowy ze srebrnym dachem.
To nie oznacza braku zastrzeżeń; nadal uważam, że węzeł na słupkach C jest słabo wizualnie rozpracowany – masa elementów i mijających się fug, do tego klamki drugiej pary drzwi są słabo rozwiązane. Jeśli ktoś z impetem wsadzi dłoń, może boleśnie uszkodzić sobie paznokcie. Tak jakby nikt przed uruchomieniem produkcji nie testował klamek, czyli nie wsiadał na tylne siedzenia? No chyba jest to niemożliwe. Dla równowagi spójrzmy na zalety; auto prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Wygląda muskularnie i dynamicznie, nie naśladuje żadnego z innych aut. Wielkość wnętrza nie jest co prawda jakoś szczególnie duża, ale 4 osoby mogą wygodnie podróżować. Z przodu pełna wygoda i nie licząc przesuniętych do tyłu włączników szyb, dobra ergonomia z wzorową jak dla mnie pozycją za kierownicą. Wygodnie też się wsiada, bo krawędź dachu jest na wysokości 142,5 cm od podłoża.
Co prawda próg znajduje się na wysokości 44,5 cm, ale podłoga jest o 11 cm niżej. Z tyłu nadmiaru miejsca nie doszukamy się, no chyba że kierowca i pasażer przesuną fotele do przodu. Trzecia osoba z tyłu nie jest pożądana na dłuższą podróż, ale przy podwózce nie ma problemu. Bagażnik jak na kompaktowego crossovera jest duży (422 litry), a wyjmowana przegroda – czyli drugie dno, pozwala utrzymać porządek i skryć to czego nie chcemy, by widziały osoby niepowołane. Jeszcze niżej mieści się koło dojazdowe, więc nie musimy myśleć co będzie, gdy …
Komfort jazdy dzięki między innymi dużemu rozstawowi osi (264 cm) i sporym kołom jest wysoki, a łagodne reakcje na nierówności świadczą o dobrym doborze charakterystyki zawieszenia. Prowadzenie nie wzbudza zastrzeżeń, można wręcz określić jako wzorowe. Zespół napędowy ogólnie ok, ale wyczuwalne są drgania 3-cylindrowego silnika 1.0 Turbo. Mimo mocy 114 KM i 2-sprzęgłowej przekładni DCT7 osiągi nie są wygórowane (0-100 kmh w 10,7 s, Vmax 180 kmh). Najsłabszym punktem okazuje ruszanie. Auto sprawia wrażenie jakby było ospałe i startuje z minimalnym opóźnieniem. Automat ułatwia nam życie w mieście.
Przy 100 kmh i spokojnej jeździe – gdy przekładnia włączy najwyższe przełożenie, silnik pracuje z obrotami 2200/min. Zużycie paliwa wacha się w szerokich widełkach, tzn. auto potrafi poruszać się oszczędnie, ale jeśli będziemy wymuszali większe przyspieszenia, albo jechali dłuższy czas z maksymalną dozwoloną prędkością autostradową, pokaże swoje możliwości spalania. Może osiągnąć nawet 11 litrów, ale średnia z miasta to ok 7,5 litra /100 i podobna wychodzi na trasie. Cena testowanego egzemplarza wraz z dodatkowymi pakietami to 134.660 zł.
Wydaje mi się, że każdy kto zainteresuje się Nissanem Juke spojrzy też na większego brata w postaci Nissana Qashqai. My co prawda testowaliśmy pokaźnie droższą wersję Tekna 1.3 DiG-T o mocy 158 KM z przekładnią Xtronic i napędem AWD, która kosztowała 186.150 zł, ale w cenie testowanego Juke jest kilka wersji Qashqaia z oszczędną hybrydą MHEV, tyle że bez napędu AWD, natomiast do wyboru – z bezstopniową przekładnią lub mechaniczną – jeśli ktoś taką preferuje. Design wnętrza jest spokojny, ale zarazem atrakcyjny, więc nic dziwnego, że miło spędza się w nim czas. Oczywiście wyposażenie włącznie z multimedialnym oraz związanym z bezpieczeństwem bazuje na najnowszych systemach.
Nie da się ukryć, że Qashqai jest autem większym od modelu Juke, bardziej komfortowym – zwłaszcza dla osób podróżujących całą rodziną. Ale jeśli w 90% poruszamy się w mieście i często mamy do czynienia z parkowaniem w ciasnych lukach, wtedy doceniamy auto bardziej kompaktowe. Krótko mówiąc; trudny wybór. WS